Ehem.... Nie pamiętam ile miałem wtedy lat, ale "mortal kombat 1" dopiero wchodził na rynek, a ja byłem chyba przed pierwsza komunią. Pochodzę z bardzo małego miasta, prawie nikt z moich rówieśników wtedy nie miał komputera... ja tez nie. Na szczęście mojemu szkolnemu koledze Dominikowi rodzice kupili Amigę - był to pierwszy komputer w moim mieście!!. Zawsze mnie ciągnęło do gier, świat nierealny, który można kontrolować i w którym można robić rzeczy, których realnie się nie da zrobić....
Pierwsze tygodnie zaraz po szkole, szliśmy do niego i przesiadywaliśmy do wieczora przy grach: Fuzzball, Test Drive i... wtedy moja ulubiona "Ninja in America" (nie wiem czy to poprawny tytuł, ja tylko tyle pamiętam). Dwóch ninja (niebieski i czerwony) idą cały czas do przodu i biją wszystkich po drodze. System był prosty bo ograniczał sie tylko i wyłącznie do naciskania "fire". Było zajebiście fajnie (chociaż ciężko tez było czasami jak mama mojego kolegi przerywała nasza zabawę i kończyła naszą sesję)
...Minęło kilka miesięcy...
I tak sobie graliśmy, graliśmy i... pewnego dnia, pod wieczór, kiedy pykaliśmy sobie w tych "ninja"... dzwonek do drzwi - był to starszy od nas o kilka lat Daniel, kolega mojego kolegi, którego pierwszy raz na oczy widziałem - dowiedziałem się wtedy, że koleś też miał Amigę i zna Dominika już od kilku tygodni (połączyła ich Amiga;) - tu chciałem jeszcze dodać, że koleś zapowiadał się na niezłego informatyka według mnie, bo kiedy nie działały nam później w niedalekiej przyszłości jakieś kody do gry to on coś tam robił i zmieniał i pisał nowe kody specjalnie dla nas - nie wiem, nie interesowałem się tym, dla mnie to była magia i jak coś nie działało to:"Dzwoń do Daniela!".
I ten właśnie Daniel wpadł wtedy pod wieczór do nas i powiedział: "Wracam właśnie z.... (nie pamiętam skąd; wracał) (...)mam dwie fajne gry" - rozejrzał sie niepewnie i spytał - "Jest Twoja mama?". Była to naprawdę dziwna sytuacja. Uprzedził nas, że gry są brutalne i lepiej żeby mama Dominika nie widziała ich, ale Dominik uspokoił go ponieważ jego rodzice wracali późno do domu. Był jeszcze jeden haczyk, Daniel oprócz gier przyniósł również... rozebrane joysticki, pozbawione całkowicie górnej części - "Na tym się będzie lepiej w to grało" - powiedział. To już dla mnie w ogóle był kosmos;) (tzw. "granie na blaszkach"). Poszliśmy do pokoju podłączyliśmy Amigę (A500 - bez dodatkowej pamięci), położyliśmy "joysticki" na podłodze i czekaliśmy aż, Daniel włączy "tą" grę. Ja byłem podekscytowany jak zwykle przed włączeniem nowej gry:).
Te gry, które przyniósł ten kolega to: "Mortal Kombat" (1) i "Cannon Fodder" (1). Tak! Wszyscy starzy wiedzą o jakiej klasyce tu mówię!!
Tego wieczora miałem przyjemność pierwszy raz w życiu zobaczyć :Mortal Kombat"
To było takie magiczne, wybór postaci... czekanie... brzęczenie dyskietki.... czekanie... i? To była uczta dźwiękowo-wizualna. Wygląd i animacje postaci, KREW i KLIMAT!!. Pamiętam jak szczena mi opadła po tym jak zobaczyłem możliwość zamrożenia przeciwnika (sub-zero), tak elegancko pasował jego niebieski stój do jego umiejętności:D. Ciężko mi się było pozbierać po kolejnym potężnym efekcie jaki wywarł na mnie harpun rzucony przez Scorpiona i jeszcze na dodatek jego pogardliwy krzyk: "Get over here!!" - MASAKRA!!. Każda następna rzecz jaką zobaczyłem w tej grze rządziła! Uppercuty, podcięcia, rzutu możliwość zrzucenia z mostu (The Pit), a jak zobaczyłem fatality to przeszło już całkowicie moje pojecie. Sub-Zero wyrwał głowę z kręgosłupem!!! Raiden rozwalał piorunami głowę!!! Kano wyrywa serce!!! Scorpion... ... Brak słów!!! Krew tryska we wszystkie strony, tu pokonany ginie brutalnie na placu, nie ma litości (jest tylko brak czasu na zrobienie fatality, albo brak znajomości sekwencji
). I te komendy: "Fight!! "Finish Him!!", "Finish Her!!" - tak stanowcze i symbolizujące nadejście śmierci - Kur..a, to nie może być prawda, oni nie będą ze sobą rozmawiali, szli na ugody, rzucali sie wyzwiskami czy ośmieszali - tu już jest ostateczna granica, walcz i wygraj albo zgiń tragicznie!! Miałem wrażenie, ze oglądam najbardziej brutalne walki morderców i zabójców, a nie wojowników. Wszystko to otoczone mrocznym klimatem wschodu.
Bardzo wbili mi się w głowę Ci dwaj tajemniczy ninja, niebieski i żółty, te hipnotyzujące, elegancko nasycone kolory IDEALNIE kontrastujące z czarnymi kapturami i resztą stroju - niby zabawne bo kolorowe, ale symbolizujące kogoś naprawdę wyjątkowego, najlepszego z najlepszych, mistrzów w swojej klasie, wyróżnionych.
...Nie grałem w tedy tylko patrzyłem i podziwiałem, nie miało znaczenia jak grają moi koledzy, liczyła sie tylko ogólna prezencja tego co dzieje się na ekranie. Pamiętam, że mój stan można dzisiaj porównać do gorączki
. Ten jeden wieczór, te 2-3 godziny wiele zmienił i od tamtej pory mogłem myśleć tylko o tej grze bo sam jak już wspomniałem nie miałem komputera, a kolega Daniel nie pożyczył nam tej gry i kolejne spotkanie z nią miało nastąpić dopiero po roku...
Później w moim mieście pojawiły sie automaty, ana które nie chodziłem z zasady,a koledzy mi tylko opowiadali o Mortal Kombat i o postaciach, które ja z rysowałem z ich opisu i z tego co pamiętałem z tamtego wieczora... No dobra, rysowałem tylko Scorpiona i Sub-zero:D
Kolejnym moim zetknięciem z serią był "Secret Serwice" nr 22, gdzie był artykuł o grze "Mortal Kombat 2" - wszystkie ciosy specjalne i sekrety... ale to już opowieść na następny raz...