Widziałem oba filmy, i moje wrażenie jest takie że porównywanie ich jest jak porównywanie panienki z małymi, acz zgrabnymi cyckami z różową księżniczką sylikonu. Być może choreografia walk jest "o niebo lepsza" w MK, z tym że w walkach tych brakuje jakiegokolwiek napięcia. W połowie filmu patrzenie na popisy Liu Kanga i spółki robi się zwyczajnie nudne. Akcja jest skrajnie przewidywalna. Wejście Gora czy Shanga nie ma w sobie tej magii co wejście grubasa w WS. Pierwowzór być może jest kiczowaty, jednakże to samo można powiedzieć o MK, a WS jest w swoim kiczu bardziej spójne, więc w wygrywa. Minimalizm Wejścia smoka robi na mnie dużo większe wrażenie, podobnie jak stara trylogia Star Wars wydaje mi się ciekawsza wizualnie od nowej. Gra aktorska w MK również mnie nie przekonuje. Pewnie przez wady scenariusza, gdzie zwyczajnie źle został rozłożony balans między patosem, kiczem i elementami komicznymi. Choć aktorzy robią co mogą by wyjść z tego z twarzą, to pewnych spraw zwyczajnie nie da się naprawić. Do tego WS było przynajmniej częściowo nowatorskie, co również ma znaczenie. Dodatkowo film ten ma przesłanie. Proste jak jebanie, ale ma. Nie skłania ono do żadnych przemyśleń, ale nadaje temu filmowi jakiejś wewnętrznej spójności, i sprawia że ogląda się go bardziej miodnie. Sprawia że film ogląda się jako spójną całość, a nie zbiór średnio efektownych wizualnie scen, jak jest w przypadku MK.