Ok. To może żeby rozruszać temat przedstawię moją listę top 10 najlepszych komiksów. Ale żeby było po sprawiedliwemu, to tylko 1 komiks z jednej serii może się załapać :
1. "!00 naboi: Farbowany detektyw" - Miał silną konkurencję w postaci "Samurajów" z tej samej serii. Ogólnie w 100 nabojach podoba mi się wiele rzeczy, więc wymienię tylko te najważniejsze - soczyste, i bardzo dobrze napisane dialogi, ciekawe postacie, świetny punkt wyjścia historii ( jak i cała reszta fabuły), pasujące do wszystkiego rysunki. W farbowanym detektywie najbardziej podobał mi się główny bohater, i sposób prowadzenia przez niego narracji, nawiązujący do klasycznych nowel oraz filmów noir ( dla tych co nie wiedzą o czym mówię - klimat trochę jak z Maxa Payne'a)
2. "Sin City: Damulka warta grzechu" - do tego komiksu zawsze będę miał sentyment. Może wynika to z tego, że właśnie od niego rozpocząłem moją przygodę z "Sin City", może za klimat, który sprawił że zacząłem oglądać filmy z Bogartem i Mitchumem. Postać Avy Lord to dla mnie klasyka femme fatale, a Dweight podążający za jej intrygami jak za sznurkiem, by później się zerwać z kagańca jest na prawdę fajnie pokazany. Do tego dochodzi jeszcze świetna kreska, nadająca życie "Miastu grzechu"
3. "Kaznodzieja: Dumni Amerykanie" - I znowu soczyste, i dobrze napisane dialogi, świetne postacie jak Cass ( choć SlaveMe pewnie wskazałby na Świętego od morderców), ludzie taplający się w gównie, a jednak zachowujący swoją godność niczym we wczesnych piosenkach Toma Waitsa.
4. "Strażnicy tom I" - w zasadzie strażnicy jako całość, a wyróżniłem tom I ze względu na postać Komedianta, który jest chyba jedną z niewielu osób o podobnym do mojego poczuciu humoru. Bardzo spodobał mi się klimat zimnej wojny, i postępowanie różnych ludzi w obliczu śmierci, łapanie się resztek nadziei, próby bycia idealnym w świecie który jednak nie jest utopią Kanta, nakładanie na siebie rygoru i gorycz porażki. I Komediant śmiejący się nad tym wszystkim jako jednooki w kraju ślepców
5. "Walking Dead 5" - Jak dla mnie filmy o zombie zawsze były filmami katastroficznymi, a nie horrorami. Powiem więcej, były najlepszymi filmami katastroficznymi, gdyż zamiast pokazywać wielkie eksplozje i zniszczenia skupiały się na tym co się dzieje w głowach bohaterów. Na tym jak reagują na odosobnienie, stres i napięcie odkładające się gdzieś we wnętrzu, i zmiany jakim ludzie podlegają. W serii "Walking Dead" właśnie to jest najciekawsze. Wielki eksperyment socjologiczny ( dziejący się w głowie autora), sprawdzający do czego zdolny jest człowiek, i czy po zakończeniu eksperymentu zostanie człowiekiem. Trochę to faszystowskie, ale fajne.
6. "Nigdziebądź" - jako że zawsze lubiłem Neila Gaimana, to komiks będący adaptacją jego książki (będącej ponoć adaptacją jego serialu) musi się znaleźć w zestawieniu. Za kreskę odpowiada kolo od Kaznodzieji, więc jest godnie. Z postaci najbardziej mi podszedł chyba markiz de Carabas, choć Croup i Vandeamr też dają radę.
7. Batman: Azyl Arkham" - komiksy o batmanie jak dla mnie dzielą się na dwie grupy - te pokazujące że batman jest równie chory co jego oponenci i te pozostałe( znacznie liczniejsze). Azyl Arkham jest moim nr. 1 wśród tych pierwszych.
8. "Lobo" - nie pamiętam która część mi się najbardziej podobała, bo czytałem lata temu, ale ważniak musi się w zestawieni znaleźć. Co nie Clyde?
9. "Star Wars: Dziedzictwo" - nigdy nie byłem fanatykiem gwiezdnych wojen, ale tu podoba mi się to co pewnie nie spodobałoby się Lucasowi. Akcja dzieje się sporo lat po ostatnim filmie ( gł. bohater - Cade jest bodajże prawnukiem Anakina ). Galaktyka jaką znacie nie istnieje. Teraz nie ma tak sztucznego podziału na dobro i zło. Działania bohaterów są niejednoznaczne, a Cade szuka siebie gdzieś po środku jasnej i ciemnej strony mocy. Znajduje się w kałuży rzygów po kolejnym narkotycznym seansie. Tak, zaburzenia konwencji, bez jej łamania zawsze mi się podobały.
10. "48 stron" oraz "40 dni nocy" ex equo. To pierwsze za świetną satyrę, która jednak w częściach po "Drugich 48'u stronach" upadła na ryj. To drugie za fajny klimat.