To ja może się odniosę do fabuły Mortala, która dla mnie również jest jest jednym z jego największych plusów, mimo wielu niedorzeczności, które są w niej zawarte. Na początku chciałbym się zgodzić, że zwłaszcza w pierwszych częściach była ona bardzo szczątkowa, a do samego końca umowna. Nie musi to jednak być wg. mnie aż takim minusem, żeby odrzucać ją w czambuł. Umowność czy też konwencja, zawsze opiera się jak sama nazwa wskazuje, na pewnej umowie między autorem a odbiorcą, zgodzie na pewną ilość rzeczy głupich, nieprawdopodobnych, bądź dziwnych. Cała zabawa zaczyna się w momencie, gdy widź godzi się na wizję autora, i nie oczekuje, by sprawy te przestały być takimi jakie są. Szczątkowość zaś jest może być jednym z aspektów określonej konwencji. Zwłaszcza, jeśli z tych ochłapów widź sam jest w stanie skleić jakąś spójną całość. Żeby jednak przystać na daną konwencję, widź potrzebuje od autora czegoś ekstra, co pozwoli mu uznać, że dany środek wyrazu jest adekwatny do opowiadanej historii. Ja osobiści w mortalu to otrzymałem, więc powoli dochodzę do tego, co mi się w MK tak bardzo podoba. Zasadniczo fabułę można opowiedzieć na kilka różnych sposobów, w zależności od perspektywy jaką się przyjmie. Najprostszym, i chyba najczęściej spotykanym, jest binarny podział na dobro i zło, gdzie akcja jest opisywana tylko z jednej perspektywy. W takiej sytuacji, występuje jeden główny bohater, bądź grupa bohaterów, związanych ze sobą, którzy mają wspólny cel, i konsekwentnie dążą do jego realizacji. Przykładem może być "Władca Pierścieni", "Duke Nukem 3D", "Conan" czy "Fallout". Oczywiście, już tutaj, mogą pojawić się niesnaski, różne motywy różnych postaci etc., lecz występuje to zazwyczaj w szczątkowej formie. Mi dużo bardziej podoba się przedstawienie danej historii z jak największej ilości perspektyw. Wprowadzanie dużej ilości bohaterów, mających inne intencję, cele czy rozumienie danej sprawy. Tutaj za przykład podam za przykład "Piratów z Karaibów", Malezańską Księgę Poległych", komiks "100 naboi" czy właśnie "Mortal Kombat". Bo forma bijatyki wydaje się wręcz stworzona do takiego sposobu opisu. Na początku mamy turniej, gdzie każdy pragnie zwycięstwa. Cel jest jeden, lecz chęć przystąpienia do niego jest w każdym przypadku różna. Liu robi to dla zemsty i obrony świata, Sonya, by dorwać Kano, Johnny sam nie wie po co, bo traktuje to jak tani pic, a Raiden dla obrony wielu światów. Z drugiej strony mamy Kano, który chce zarobić, Reptaila, który musi mieć kogoś komu służy, Goro, który chce pokazać że jest najlepszy, Scorpa który również chce zemsty, oraz Suba, którego szef wysłał jako reprezentanta. No, i jest jeszcze zły czarnoksiężnik, który pragnie Ziemi. W dalszych dwóch częściach robi się jeszcze ciekawiej. Sojusze się rozwiązują, dochodzi do zdrady, ambicje jednych biorą górę nad rozsądkiem, a kto inny przechodzi przemianę wewnętrzną. To wszystko opowiedziane w zaledwie kilku klatkach, z których 90% nie opowiada kanonicznej wersji wydarzeń. Jak pisałem bijatyka jest świetną formą do opowiadania historii z wielu różnych perspektyw. A z bijatyk Mortal klimatem zjada wg. mnie wszystkie inne na śniadanie. Czwarta i piąta część, pod względem klimatu, oraz przejrzystości historii stoii jeszcze na wysokim poziomie. Owszem, już pojawiają się powroty do życia ( Johnny), ale nie jest to jeszcze procedura nagminna. Zdrada staje się powszechna, lecz jest jakoś sensownie umotywowana, a nowe postacie, choć już nie tak fajne jak stare, mają w sobie to coś, że przynajmniej ja części z nich daję szanse ( Fujin, Tanya, Bo'RaiCho, Frost, Drahmin, Quan Chi, Niatara, Jarek). Następna część, to jak dla mnie kiła po całości, i zabicie historii. Nieustanne respawny, bezsensowne zdrady i sojusze, postacie tak tragicznie miałkie, że nie można o nich powiedzieć absolutnie nic, a do tego wszystkiego ślub Li Mei z Onagą. Nic dziwnego, że w MK:A wszyscy walczą już tylko z każdym, a nie po coś, nikt nie umiera, bo po co?, a nowi są, bo tak. To się aż prosiło o restart. I stąd moja olbrzymia wątpliwość - czy nowi zawodnicy, mają w sobie to coś, co pociągnie historię w dobrym kierunku, skoro to właśnie w zawodnikach, ich wyglądzie i historii tkwi cała potęga fabuły i klimatu Mortala, takiego jakim go pokochałem. Jasne, należało uniknąć dawnych błędów, lecz wywalenie pełnego roosteru może okazać się największym z dotychczasowych. No, może poza małżeństwem z Onagą.