Ja to mało miałem ciężkich wspomnień z alkoholem. Jedyny taki ciężki cień alkoholowy to wtedy jak miałem szesnaście lat i miałem towarzystwo starsze. Wiadomo, w tym wieku człowiek robi głównie to co towarzystwo wymaga. Czy ja lubiłem pić tanie wina pod hipermarketem "Billa"? Raczej nie, ale wtedy wydawało się to takim sposobem na spędzanie czasu. Znajomi starsi, umięśnieni, na bakier z prawem... Idealni kandydaci do podziwiania w głupim młodzieńczym wieku
. Pewnego razu przepiłem się winem jabłko-mięta. Poszedłem do domu i zamiast iść do łazienki poszedłem od razu spać. Na efekty wina nie trzeba było czekać, po chwili wymiotowałem w łóżku jak kot. Od tego czasu, choć minęło więcej niż połowa dekalogu lat, to nie piję nic, ale to absolutnie nic co ma miętę w sobie. Ani soki tymbarku, ani tym bardziej alkohol pokrapiany miętą. Mięta jest dla mnie pewnie już do końca życia nie do strawienia smakiem
PS. Chociaż muszę przyznać, iż do zgonu się nigdy nie doprowadziłem w moim długim życiu. Mogę pić całą noc, ale tak żeby mnie ścięło, to ja nigdy nie miałem