Ależ oczywiście, że mogę podać... i nie ubliżam ci, tylko grzecznie się pytam, a to różnica. Poza tym na takie gadki szkoda mi klawiatury marnować, ale...
Popatrzmy... turniej na wyspie organizuje facet, który chce zawładnąć nad światem. Pomysł iście godny arcydzieła, ale widzieliśmy go już w tylu filmach o James'ie Bondzie, że pominę to milczeniem. No więc, jako że jest Azjatą, to wysyłają tajnego agenta, mistrza sztuk walki (jak James Bond, tylko ten kopie nogami, a James walki z pistoletu), który ma za zadanie... eee... właściwie nie wiem za bardzo co tam robi (czy on ma uratować tych więźniów z lochów, czy pokonać w walce Bolo, czy może wszystko na raz)? A, no i mamy jeszcze kilka raczej dwuwymiarowych postaci, typu ten Amerykanin i Afro-amerykanin (prawdę powiedziawszy, główny zły też jest dwuwymiarowy!). No i nie zapominajmy, ze ten zły właśnie ma w podziemiach zamku posępne labolatorium i lochy, w których to dopuszcza się niecnych eksperymentów (to będzie hołd dla Wiktora Frankensteina z wczesnych filmów lat '30).
A, no i powiedz mi dlaczegóż to jeśli film nazywasz arcydziełem, to zaraz przyznajesz, że ostatnia walka była żenadą? Aha, i nie wmawiaj mi, że "nasłuchałam się od starszych braci", bo tak nie było. W każdym razie, coś mi tu nie gra. Arcydzieło z takim babolem? Poza tym jakie walki?
TO mają być walki?! Weź no mnie nie rozśmieszaj, robaczku. To już powiedzieli inni i ja też, a nie lubię się powtarzać. Walki były beznadziejne, nawet jak na tamten okres.
Dobra, to walki, fabułę i intrygę (a raczej ich brak) mamy za sobą, dalej mamy aktorstwo. A gdzie? W każdym filmie są aktorzy i aktorstwo. W tym mi się nie podobały i uwierz, nie ma ani jednego filmu walki, w którym by nie kulało. ED nie jest tu żadnym wyjątkiem.
Co do muzyki... mylisz się i tyle. Nasłuchałeś się tej muzyki rodem z lat '70 i myślisz, ze we wszystkich filmach taka jest. BZDURA! Posłuchaj sobie choćby wczesnej twórczości Ennio Morricone (tak, to ten od tych spaghetti westernów), jest ponadczasowa i do tej pory aktualna, nie zużyła się jak papier toaletowy (m.in. do usłyszenia w KillBill, jeśli nic więcej nie jest ci znane). Poza tym popatrz choćby na Bloodsport (1983) lub Kickboxera (1985), to raptem dekada (filmy kung fu zmieniły wtedy format, ale wciąż były bardzo popularne), muzyka Paula Herzoga jest śliczna i dobrze oddaje klimat filmu (jakbyś nie wiedział, bardzo przypomina tą z MK). Nie wciskaj mi więc kitu, że tak wtedy było.
A teraz dlaczego nikt nie pamięta innych filmów? Znów się powtórzę. ED był pierwszym filmem kung fu dla "zachodniej" widowni, który został zrealizowany poza Państwem Środka, dlatego jest tak popularny i tylko dlatego. Poza tym faktem, film nie ma do zaoferowania absolutnie NIC. Nawet fani Bluce'a Lee twierdzą, że lepsze od ED są Wściekłe Pięści. Ale to tylko u nas w Ciemnogrodzie i może w USA. Ale np. już za naszą zachodnią granicą, u Niemców, czy we Francji ludzie wzruszą ramionami na ED, bo tam pierwszym filmem jaki zrobił furorę nie był ED, tylko
New One-Armed Swordsman (waha! po obejrzeniu tego trailera znów mam ochotę obejrzeć ten film
) i to ten film będą pamiętać. Dalej za nim... pojawił się
King Boxer a.k.a. Five fingers of Death z Lo Liehem w roli głównej (ten film to nawet JA pamiętam, choć powstał jeszcze przed moim narodzeniem). Więc nie opowiadaj mi bzdur, że WSZYSCY ten film pamiętają, tylko dlatego, ze masz obraz rodzimego podwórka. Mnie zarzucasz widzimisię, a sam nie patrzysz na szerszy obraz.
Jeśli do tej pory nie czujesz się przekonany, to uwierz mi, że za najlepszy film kung fu fani gatunku nie uważają ED (ten jest daleko w tyle), tylko film pt.
36th Chamber of Shaolin z Liu Chia Huiem, który do dziś dnia jest uważany za mistrzostwo gatunku. Dowód... nie wydano go w PL, a jednak można go kupić na Allegro. Dlaczegóż więc, skoro to taki zapomniany kawałek, sprzedają go u nas i jest na niego popyt? Bo jest po prostu DOBRY!
Aha, do wszystkich, którzy narzekają, że walki w filmach są rezyserowane... we WSZYSTKICH filmach walki są reżyserowane, więc o co przetensje? W jednych są lepsze, w innych gorsze, grunt, żeby nie były beznadziejne.
Pozdro, SlaveMe i uśmiechnij się, robaczku.
PS. w 1999 roku Celestial Pictures wykupiło ponad 300 filmów z archiwów Shaw Bros. od mającego już ponad 90 lat filmowego tycoona Sir Run Run Shawa (tytuł szlachecki otrzymał od Królowej Elżbiety za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kinematografii) za niebagatela HK$600mln. Od tamtej pory co rok wypuszczane są zremasterowane wersje, które cieszą się ogromną popularnością na całym świecie, tylko nie w Ciemnogrodze, w którym wciąż niedoścignionym wzorem pozostają takie produkcje jak ED. Koniec tej smutnej historii.