Ukończyłem w końcu Dragon Age. Oto moja recenzja:
- Ja: Mag, wszystkie czary żywiołów ogólnie ofensywny mag bojowy
- Alistair: Wojownik. Walczy tarczą + mieczem na fulla, pancerze legionu umarłych
- Leliana: Łotrzyk w drużynie by otwierać wszystkie kufry w grze
- Wynne: Bo nie wiem jakim cudem można nie mieć jej w drużynie
Co do drużyny to, wybrałem Alistaira bo na nim opierała się fabuła, miał fajny głos i był klimatyczną postacią coś jak Keldorn z Baldurs Gate 2, tylko młodsza wersja. Poza tym jest chyba najbardziej standardowym wojownikiem w grze, więc dlaczego by go nie mieć w drużynie? Leliana mnie zawiodła trochę. Jej umiejętności bojowe są na średnim poziomie, a mieć łotrzyka w drużynie to jedno wielkie nieporozumienie. W całej grze znalazłem tylko kilka ciekawych rzeczy w skrzyniach. Czyli jaki sens jest mieć ją w drużynie? Jak potężne bronie i pancerze otrzymuję po pokonaniu przeciwnika lub fabularnie jak "ostrze powierzchniowca" Lub ostatecznie u kupców. W żadnej skrzyni nie ma zajebistego miecza, gdzie w Neverwinter Nights po pokonaniu sub-bossów w skrzyniach w pomieszczeniu z bossem były zawsze random wyczesane przedmioty od rękawic 2k6 od ognia do wspaniałych kos. A romans z Lelianą? Raz ją pocałowałem, RAZ i na tym skończyła się moja przygoda z nią. Poza wysłuchiwaniem jej bzdur jak to była bardem NIC CIEKAWEGO. Żadnych emocji, żadnego uczucia.
W gierkowych romansach numer jeden ma u mnie Nathyrra z Neverwinter Nights: Hordy Podmroku. Naprawdę rozkochanie w sobie tej mrocznej elfki dawało sporo radości był to taki żywy romans i naprawdę ciekawy. Na drugim miejscu stawiam romans z Aerie z Baldursa 2, który był przesłodki i chyba najbardziej romantyczny IMO w historii gier komputerowych. A Leliana? Ot taka młoda ciamajda. Wziąłem ją do drużyny bo jest łotrzykiem i była w miarę ładna, myślałem, że romans byłby ciekawy.
Co do Wynne to ja nie wiem co ja bym bez niej zrobił. W porównaniu z Lelianą ona jest niezastąpiona. Na początku ją zabiłem, jednak pomyślałem i dałem load gry żeby dołączyła do mnie i była to najlepsza decyzja. Z jej czarami wspierającymi i leczącymi (Tylko tak ją najlepiej rozwijać) Nie raz ratowała mi życie. Kiedy Alistair umierał wskrzeszała go i możliwe było przejście Ożywieńca czy innego potwora.
Kwestia trudności. No ja tutaj miałem trochę problemy, ale może dlatego, że w drużynie miałem dwóch magów i łotrzyka i tylko jednego woja z przodu. No i chciałem zauważyć o kwestii magii. 66 godzin grałem, po zabiciu arcydemona mi w statystykach wyświetliło. I przez te 66 godzin Praktycznie używałem tylko siedmiu czarów z szesnastu które sobie aktywowałem. To troszkę mało, zważywszy, że trzy z nich to czary obszarowe które działały też na sojuszników, a cztery pozostałe to początkowe czary które za potężne nie były. Standard: Kula ognia, Zamrożenie pociskiem, zamrożenie salwą, salwa ognia, pocisk energii, wyładowanie elektryczne itd. Nic ciekawego i używanie tego cały czas w określonej kolejności typu: Najpierw zamrożenie, potem pocisk, potem ogłuszenie, potem prąd, potem zamrożenie, potem salwa ognia, potem klatka uwięzienia itd. Dlaczego taki schemat? Bo najbardziej efektywny... Nie pozwala przeciwnikowi na ruchy, a właśnie o to chodzi, by go unieruchomić i naparzać czym się da. Więc czy granie magiem jest fajne? Moim zdaniem ta gra powstała wyjątkowo pod wojowników. Jak zobaczyłem jak Alistair morduje trolla (slow motion) to naprawdę zazdrościłem, że nie gram wojownikiem. Również wydaję mi się, że gra powstała pod Morrigan. Że pasuje ją mieć w drużynie by się wczuć w grę. Ja ją wyrzuciłem na zbity pysk, bo po co mi drużyna z trzech magów złożona? Nie dość, że marnym jest magiem (W porównaniu z główną postacią która też jest magiem), to jeszcze pyskata Wink Jak miałem ją przez chwilę w drużynie, to były dialogi z Alistairem, co chwilę się droczyli, gra żyła! Jak moja drużyna zmieniła się na Wynne, Alistaira i Lelianę, tak jedynym odgłosem jaki słyszałem w grze to świerszcze w trawie i kurzowe kuleczki jak z dzikiego zachodu które przetaczały się przez ekran. CISZA!!! Parę razy Alistair zagadał do Leliany i dwa razy Leliana do Wynne. NO LITOŚCI! To tak jakby nie mieć Jana Jensena w BG2. Najwidoczniej gra nie została za bardzo rozpracowana pod taką drużynę którą ja wybrałem.
Fabuła gry świetna, naprawdę dobrze się bawiłem odkrywając szczegóły z tej historii, lecz gdzie ta nieliniowość i skutki podejmowanych decyzji? W trailerze było, że oh jak to strasznie wpłynie na grę jak zabijemy/uwolnimy więźnia tego co połknął klucz i prosił o strawę. Darowałem mu życie i jakoś nigdy więcej już gra o tym nie wspomniała. Tak samo jak darowałem życie temu magowi krwi który zatruł chłopca jak i temu demonowi który był w chłopcu za wspaniały pierścień mimo, że wspomniał, że kiedyś o sobie przypomni, aha i najważniejsze, misja w tam w kopalniach u krasnoludów gdzie trzeba było poskładać rozczłonkowanego demona. Złożyłem go na nowo i dałem mu wolność za 25 sztuk złota mimo, że jasno powiedział, że kiedyś zniszczy świat i co? Przeszedłem grę i gdzie jest ta konsekwencja mojego czynu? Gra o nim nigdy nie wspomina już! Nawet na końcu gdzie tłumaczone jest zakończenie.
Przeciwnicy też średnio zróżnicowani. Parę demonów, MILIARDY genloków, Hurloków i tym podobnych i z trzydzieści trolli w całej grze. Trochę tak słabo... Przeciwnicy z tym wielkim paskiem przez około 50 godzin gry byli bardzo trudni, zwłaszcza, że przeważnie byli otoczeni przez swoich własnych sojuszników. A szczególnie trudni byli ożywieńcy. Naprawdę musiałem czekać na sam koniec gry by w końcu rozprawić się z ożywieńcem tam w tym lesie gdzie musiałem naruszyć runy ochronne (Koło tego szalonego maga który miał żołędzia). Dla mnie był on niemożliwy na początku tak by pod koniec zabić go bez problemu. I co chodzi z mroczym pomiotem. Hurloki alfa do samego końca sprawiały mi trudności, chociaż mój Alistair miał tarcze i miecz powierzchniowca z runami
+10 przeciwko mrocznym pomiotom
+5 od ognia
+5 od mrozu
Czyli całkiem ładnie odpicowany + czary które rzucałem zza pleców i + Leliana która skradała się gdzieś za plecy. No więc kawał siły bojowej. I przez 55 godzin gry miałem trudności z mrocznym pomiotem jak ich było piętnaście/dwadzieścia! By nagle po 56 godzinach gry zabijać mroczny pomiot jednym ciosem... Lekko dziwi mnie takie wahanie, zwłaszcza, że nikt o tym nie napisał, więc uznaję, że ja po prostu byłem pizda i źle prowadziłem drużynę Smile A najtrudniejszy przeciwnik? Nie arcydemon, nie królowa lęgu lecz... Zwykła łowczyni wojowników w Obozowisku Elfów i to ona jeszcze nie była głównym celem! Zmarnowałem na nią miliard potionów, a trzy minuty później musiałem walczyć z głównym handlarzem niewolników. Dlaczego była tak trudna? Miała piętnastu łuczników którzy długo zdychali i którzy byli rozstawieni po całym pokoju. Ginąłem jak mucha.
To taki mój rzut okiem na Dragon Age. Kupiłem grę i nie żałuję. Jest jednym z najlepszych cRPG`ów w które grałem, jednak nie najlepszym. Przyjemnie mi się grało i na pewno kiedyś spróbuję przejść grę wojownikiem by nie męczyć się już magiem, bo gra zasługuje na ponowne zagranie (W przeciwieństwie do Gothica III którym już rzygam).