Postanowiłem napisać opowiadanie mortal kombat. Chciałbym kontynuować historię dziewiątej części gry, czyli zacznę opowiadanie od Mortal Kombat 4. Mam nadzieję, że się spodoba i będzie się miło czytać,zauważyłem że co ponie którzy zaczęli pisać jakieś opowiadania, więc i ja nie chciałem być gorszy. Opowiadanie będę dzielił na rozdziały, no chyba że po pierwszym nikomu się nie będzie podobało. Czekam na komentarze i proszę nie piszcie mi "fajne,czekam na więcej" lub"tragedia, nie pisz bo Ci to nie wychodzi", jak juz ktoś będzie chciał skomentować to dłuższymi zdaniami, jakieś wrażenia itp.
Rozdział I: Nie udana zemsta Scorpiona
Ziemia obroniła się przed imperatorem. Najazd sił zła zniszczył świat, jednak wszystko w nadchodzących latach miało powrócić do takiego stanu jaki był przed wojną.
Wielu jednak ziemian przypłaciło to życiem, którego nikt im nie zwróci. Tuż po klęsce Shao Kahna, doszło do spotkania Quan Chi z ojcem poległego imperatora- Shinnokiem. Shinnok- upadły Bóg planował zemstę.
- Nie powiedziałem ostatniego słowa. Jeszcze śmiertelnicy padną mi do stóp, a pierwszym błagającym o litość będzie Raiden.
- A ja w tym Ci mogę pomóc.- zaapelował swoją pomoc Quan Chi- Zwycięzcy turnieju Liu Kang i Kung Lao nie żyją. Ziemianie są słabi, dojdźmy do porozumienia, zabijmy tych co jeszcze żyją i zawładnijmy światem.
- Dokonamy tego, czego nie dokonał mój syn. Wybrał niekonsekwentne osoby, Shang mógł byc zdrajcą, dobrze że legł. Buduj armię, ja przygotuję swoją.- tymi słowami, Shinnok pożegnał czarnoksiężnika.
Po chwili znikł, a Quan Chi postąpił tak samo. Otworzył magiczne wrota, wskoczył, a wir wciągnął go sam.
Ciemne komnaty, rozświetlone małą liczbą pochodni były jedynym światłem które dochodziły do miejsca, w którym przebywał mag.Trzy niewolnice, posłusznie wykonywały jego zachcianki. Skąpo ubrane, karmiły go owocami, wachlowały i masowały jego plecy. Quan Chi delektował się i cieszył życiem. Czuł się potężnym.
W wyobraźni widział sie jako wielkiego cesarza.
- HAHAHA!!!- zaśmiał się- Wszyscy moi wrogowie padają jak muchy. Nie długo zostanę samotnym władcą. Kto jest ode mnie silniejszy?!- zadał retoryczne pytanie do swych niewolnic.
One odpowiedziały tak, jak chciał usłyszeć ich pan.
Krótka chwila, którą cieszył się czarnoksiężnik minęła bardzo szybko. Nagle po tej ciszy, gospodarz usłyszał szum. Przeczuwał, że ktoś jest w jego domu, jednak z jakimi zamiarami czy z dobrymi czy złymi przyszedł, tego nie wiedział nikt. Co chwile słychać było szumy. Raz głośniejsze raz cichsze. Pochodnie zaczęły gasnąć, ponownie zapalać się, zaczęło wiać. Wtem błysnęło. Naprzeciw Quan Chi pojawił się- Skorpion. Po wojowniku ninja widać było, że nie ma on dobrych zamiarów.
- Oszukałeś mnie, zginiesz.- zagroził Scorpion.
- Nachodzisz mnie i mi grozisz? Nie ładnie z Twojej strony. Zresztą to już bez znaczenia, wkrótce dołączysz do swojej rodziny. Na niego!- machnął ręką rozkazującym gestem w celu zaatakowani nieprzyjaciela.
Sam ich pan przyglądał się zaciętej walce i zajadał słodkościami.
Scorpion szybkimi kopnięciami wytrącił z równowagi Kin i Jaatakę. Sareena zaatakowała pięścią, ninja znikł, chwilę potem znalazł się tuż za nią i jednym ruchem dłoni w szyję uśpił ją. Walka ta nie trwała długo, wojownik bez większych problemów pokonał wszystkie trzy i ruszył w Quan Chi.
Czarnoksiężnik wstał, jakby razony prądem, zrobił salto przeskakując swego wroga. Ten pojedynek był bardziej wyrównany niż poprzedni.
Szybka wymiana ciosów, fascynujące tempo nie wymęczyły obu wojowników, którzy wściekle z sobą walczyli. Minęło parę sekund. Scorpion kopnięciem frontalnym orzucił rywala na drzwi. Te nie wytrzymały. Quan Chi mocno odczuł to uderzenie. W tej rywalizacji już przegrywał. Podstępem otworzył wrota do wymiaru, w którym mógłby osiągnąć przewagę. Wskoczył, a za nim podążył Scorpion.
C.d.n.
No chyba, że nikt nie chce.