Opiszę tu, choć nie do końca na temat. Ale chyba bardziej niż w głównym temacie. Renowacja Dariusza, z tym że wymaga ona również odświeżenia Havika, Hotaru i Dairou. Pozwolę sobie pisać w częściach, bo naraz mi się nie chce. Zaczynamy.
Hotaru był gwardzistą w służbie króla Jerroda z Edanii. Darzył platonicznym uczuciem królową Sindel. Jednakże wierność władcy nie pozwalała mu poddać się temu uczuciu. Aby zabić wyrzuty sumienia regularnie poddawał się różnym pokutą, samobiczowaniu, pielgrzymką n klęczkach czy noszeniu włosiennicy. Jednakże mieszkańcy Edanii są długowieczni i przez lata nie potrafił zabić miłości w pełni, co kiełkowało zgorzknieniem i ogólnym cynizmem oraz stopniowym porzucaniem rycerskości. Trwało to aż do momentu zdobycia Edanii przez Shao Khana i śmierci Jerroda. Po zakończeniu turnieju Kitana została wysłana na placówkę gdzieś na rubieżach królestwa, w pałacu zostali jednak Hotaru, Sindel, Jade i Shao. Sindel wiedziała o miłości jaką Hotaru ją obdarzył i postanowiła wykorzystać go do własnych celów, znaleźć w nim obrońce. Uwiodła go i mu się oddała, w zamian za co ten wszczął bunt przeciw Shao. Dodać należy bunt skazany na porażkę. Doszło do wielu bitew i wojska Hotaru coraz bardziej traciły pole. Już wtedy zaczął dostrzegać bezsens wojny i zapragnął pokoju pod jakimkolwiek sztandarem. Jednakże nie chciał zawieść swej ukochanej i brnął w beznadziejne starcie. Doszło do ostatecznej bitwy. Mimo przygniatającej przewadze wojsk Shao, siły buntowników utrzymały pozycje prze cały tydzień. Przez cały ten czas Hotaru nie zmrużył oczu. Coraz silniej pragnął porządku i ładu. W tym czasie również zaczęła go nawiedzać zjawa zrodzona z bezsenności, senny majak - kapłan chaosu Havik. Buntownik zaczął prowadzić niekończącą się dyskusję z Havikiem, który namawiał go do trwania przy bezsensownej walce. Gdy nie było już najmniejszych szans na zwycięstwo Hotaru za namową swojego nemezis wysłał list do swego przyjaciela Darriusa, nakłaniający go do prowadzenia dalszej walki. Posłańcem miał być Dairou, najbardziej zaufany człowiek i prawa ręka Hotaru.
Dairou od dłuższego czasu obserwował szaleństwo swego dowódcy. Jasne, wojna na każdym wypala swoje piętno, ale to co działo się z Hotaru nie było zwykłą traumą i powoli nabierało znamion szaleństwa. Walka już dawno straciła sens, jednak dobry żołnierz słucha rozkazów. Dairou oraz garstka pozostałych przy życiu weteranów byli dobrymi żołnierzami. Najlepszymi z najlepszych. Nie zmienia to jednak faktu, że po usłyszeniu rozkazu nasz bohater poczuł ulgę. Co prawda nie miał realnych szans przedrzeć się przez linie wroga niezauważonym, a razie wykrycia czekała go śmierć, jednakże śmierć była tym co zna każdy żołnierz. Starą przyjaciółką czekającą za rogiem. Uczestnictwo w szaleństwie Hotaru było czymś co sprawiało że śmierć była dobra. Wbrew nadziei Dairou dostarczył wiadomość. Niewiele pamięta z tego, co działo się po drodze, ale dostarczył. Gdy wszedł do namiotu Darriusa cały umazany we krwi, służąca wzięła go za demona z Nethrealm. Po zmyciu całej posoki, okazało się że na czole pozostało mu znamię, niczym krwawy tatuaż, którego w żaden sposób nie dało się usunąć. Emisariusz nie dbał o to. W zasadzie o nic już nie dbał. Przyłączył się do armii Darriusa, jednak stracił całkowicie dawną gorliwość. Zależało mu już tylko na tym by obejrzeć pole bitwy, upewnić się że koszmar którego doświadczył się zakończył. Gdyby wiedział wtedy, że ofiary bitwy ułożone zostaną na kształt jego nowego znamienia, pewnie tak by mu nie zależało. Odnalazł ciała wszystkich swoich braci z wyjątkiem Hotaru.
Przywódca buntowników dostał się do niewoli Shao Khana. Pragnął śmierci w boju, ta jednak nie nastąpiła. Potrzeba było aż dwunastu ludzi by wziąć go żywcem. W lochach nikt nie zadawał Hotaru żadnych pytań. Nikt poza Havikiem w jego głowie. Codziennie poddawany był wymyślnym torturom, a gdy zasypiał nawiedzało go widmo, by zadawać mu jeszcze większe cierpienie. Nie wiedział ile czasu spędził w niewoli. Któregoś dnia jednak kaci się nie pojawili. Zamiast nich do jego celi wpadło kilkunastu uzbrojonych ludzi z Darriusem na czele. Zaczęli mu opowiadać, że bunt nie umarł i nadal toczy się partyzancka walka oraz namawiali by znów stanął na czele ruchu. Hotaru był już jednak złamany. Przez dwa tygodnie nie wypowiedział ani słowa, do momentu, aż z któregoś z patroli nie wrócił Dairou. Jedno spojrzenie na tatuaż dawnego kompana wystarczyło by Havik odezwał się po raz kolejny.
Dairou był pełen niepokoju, gdy Hotaru poprosił go, by razem wyruszyli na jedną z rutynowych misji. Wróciły dawne wspomnienia, a szaleństwo dowódcy tylko nabrało na sile. Jeszcze bardziej niepokojące było to, że trasa ich marszu przebiegała przez miejsce ostatniego starcia niedawnej kampanii. Gdy dotarli do tego punktu, Hotaru rzucił się na Dairou, obezwładnił go i związał. Następnie zaczął przygotowywać się do czegoś co wyglądało na rytuał magiczny. Cały czas mamrotał do siebie. Opowiadał o tym, że w tym miejscu zginął został stracony jakiś kapłan, o powrocie chaosu i krwawym znaku.
Darrius znalazł Dairou związanego i przerażonego. W okolicy walały się czarne świece i ciała wieśniaków a prowizoryczny ołtarz cały skąpany był we krwi. Ze słów żołnierza nie dało się nic zrozumieć, poza tym że Hotaru oszalał i wskrzesił jakieś monstrum. To ostatnie prawdopodobnie spowodowane było długotrwałym leżeniem na słońcu, jednak szaleństwo przyjaciela bardzo zasmuciło Darriusa. Postanowił że będzie prowadził walkę o niepodległość Edanii jeśli nie z innego powodu, to tylko po to by to co spotkało Hotaru nie poszło na marne.
Hotaru po raz pierwszy od długiego czasu poczuł się naprawdę wolny. Co prawda nic nie pamiętał z poprzedniej nocy, nie miało to jednak żadnego znaczenia. Odnalazł pokój i tego samego życzył wszystkim ludziom. Wiedział jednak, że aby inni poznali to co on, musi zapewnić by któraś strona zatriumfowała. Zdał sobie sprawę, że tylko silniejszy może zwyciężyć, a najsilniejszą znaną mu osobą był jego niedawny wróg – Shao Khan. Postanowił udać się do niego, prędzej jednak musiał odwiedzić Sindel i przekonać ją do uległości. Względem Shao Khana i Niego. Zastał królową w swojej komnacie. Zaczął opowiadać o swoich odkryciach i błagał by w imię ich miłości wyznała przed imperatorem swe winy. Sindel jednak nie chciała go słuchać. Ta wstrętna, niewdzięczna dziwka, po wszystkim co dla niej przecierpiał nie miała prawa odtrącać jego ideii. Nie miał prawa odtrącać Jego. Musiał nauczyć ją posłuszeństwa, pokazać siłę i zaprowadzić porządek. Na samą myśl o tym kutas zaczął mu twardnieć. Zdarł z królowej suknie, ściągnął spodnie lecz nagle poczuł silny ból w tyle głowy. Zanim świadomość go opuściła usłyszał tylko głos królowej – Jade, dzięki bogom, tu jesteś!