Cała historia nowego Mortala skupia się na młodzieży, która chce udowodnić, że potrafi uratować świat jak niegdyś ich ojcowie, matki. Chociaż jest przedstawiona bardzo ładnie i dobrze się ją ogląda, to ja nie poczułem klimatu Mortal Kombat. Przeskoki w czasie niby miałby pokazać nam co wydarzyło się przez te 25 lat ale sądzę, że były wymyślone na siłę i wrzucone niepotrzebnie (mam tutaj na myśli np. Kung Jina, czy wyskok Raidena z Liu Kangiem i Kung Lao). Trochę taki amerykański film.
Nie wiem dlaczego Erron Black pomagał Kothal Kahnowi, ktoś mi pomoże? To samo tyczy się Ferry i Torra, byli bo byli ale skąd, dlaczego i po co. Ktoś, coś? Strasznie mało pokazali i wg mnie spłycili te postaci do maksimum możliwości. Ermac, wielki mag z duszą tysiąca wojowników został pokonany przez nierozgarniętych dzieciaków. Pojawia się z Mileeną u Kothala, aby tego ostatniego nie dopuścić do objęcia tronu, po czym zdradza Mileenę dla Boga Wojny i też tak nie wiadomo dlaczego. Jeszcze jest Reptile, który też jest, bo jest.
Śmierć Mileeny jest dla mnie niepoważna ze względów na to, jak rozwinęli tą postać. Mogli z nią zaszaleć i pociągnąć wątek odbijania tronu dłużej, ale oczywiście musiała się wpierdolić Casandra.
Nie podoba mi się jak pokazali (a może nie pokazali) powrót do życia Jax i Hanzo oraz Sub-Zero. Rozumiem, że mieliśmy to pokazane podczas uwolnienia Johnnego podczas transformacji, ale mimo tego czuję niedosyt, że w taki sposób to pokazali. Scorpion i Sub-Zero to dwie najważniejsze postaci w Mortal Kombat i powrót do życia jest wielkim zaskoczeniem, więc mogli to pokazać dokładniej.
Co zaszło między Johnnym i Sonyą, że ich losy tak właśnie się potoczyły? Dlaczego Sonya była aż tak chłodna dla swojej córki? Praca aż tak ją zmieniła? Z jednej strony zrobili z Sonyi niezłą żyletę całkowicie poświęconą pracy, z drugiej jednak w retrospekcjach była bardziej uczuciowa, więc zastanawiam się co zaszło.
Nie podoba mi się, że Kung Jin pokonuje Kothal Kahna, a ten pozwala mu się zabić dla zasady. Walczył o tron, wysyłał szpiegów, knuł, a kiedy osiągnął swój życiowy cel postanowił po porażce przez "piętnastolatka" dać się dobrowolnie zabić. Ciekawe czy pokonałby też Shao Kahna.
Zaskoczyło mnie to, że jednak reszta zabitych postaci pozostała zabita i nie wróci już do życia. To mi się podoba i jeżeli Twórcy tak już postanowili, to czy ktoś mi wytłumaczy jak nieżywy już Kung Lao w innej skórce jest starszy? Jak nie żyje to nie żyje i niech tak pozostanie.
Cała gra opiera się na tym, aby Shinnokowi nie udało się zniszczyć Earthrealm i objąć władzy. Gramy, gramy, gramy i czekamy na moment, aż zacznie się ta cała jego walka o władzę i co się dzieje? W ciągu dosłownie chwili od jego ataku wpada OCZYWIŚCIE Casandra i pozbywa się głównego, największego zagrożenia w tej części Mortal Kombat. No jakie to OCZYWISTE. Nie dość, że Quan Chi to mega cipa w tej części, to Shinnok chyba go w tej cipowatości pobił.
Bo' Rai Cho jak dobrze zrozumiałem zginął po 5 min od czasu pojawienia się. Frost miała ze 15 sekund, ale to i tak sukces, że w ogóle się pojawiała, a co z Reiko? Gdzie podział się później Fujin? Wielki napis "Goro lives" nawet nie był poruszony. Nie wiem, czy żyje, czy nie żyje, co się z nim dzieje, gdzie był i co robił.
Podobał mi się wątek Li Mei i ucieczki z wioski i chyba to tyle. Fabuła jest ok, nie jest zła, ale po Mortal Kombat spodziewałbym się czegoś więcej. Szkoda mi, że historia wręcz biegła. Było jej za dużo w tak krótkim czasie przez co nie było jej wcale.
Co do samej gry to ogrywam ją i jest super. Sam gameplay, tryb online i cała reszta sprawuje się dobrze. Nie zauważyłem póki co jakiś problemów. Wydaje mi się, że niektóre kombinacje są błędne, bo nie mogę ich wykonać, a więc albo to ja
albo jednak wina gry. Muszę cofnąć wszystkie złe słowa, które powiedziałem o Sonyi
Sprawuje się bardzo dobrze, a w wariacji Saper gra mi się wybornie.
Duże uznanie dla twórców za Brutality, bo w takiej formie w jakiej je zaproponowali zaskoczyli mnie pozytywnie. Jednak są wykończenia, o które trzeba się naprawdę postarać.