Jest za mną jakieś 8h grania. Tryb story zrobiony, pograłem też VS, ale raczej kalecznie z uwagi na całkowite przemodelowanie starych postaci. Kilka wniosków na szybko:
- MKX >>>>>>>>> MK9 pod względem gameplayu
- Gra ma niesamowity klimat
- Debiutanci wszyscy są fajni. Szkoda tylko, że fabularnie zrobiono z nich kindergarden. Ich story miało być zupełnie inne, a można by było nakręcić o wiele lepszy lore.
- Grafika żyleta. Czasem można zobaczyć słabszą tekstórę jakiejś kości, ale to czepianie się na upartego. Filmowy filtr obcinający klatki do bodajże 23 jest miodzio. Wierzcie mi - na większym ekranie robi to wrażenie.
- Wariacje postaci naprawdę zmieniają diametralnie gameplay. Przynajmniej w większości przypadków. Od zasięgu zaczynając, na combosach kończąc.
- Śmieję się trochę z narzekania na ostatniego bossa. Pewnie to zależy od szczęścia i poziomu trudności, ale mnie wczoraj skurwiel wyciął 4 razy zanim go położyłem na normalu. Może grałem jak pussy, a może jego przejebany projectile jest zbyt przejebany. Najmocniejszy w MK EVER.
- Brutality - no tutaj to NR naprawdę zrobiło kawał niesamowitej roboty. Byłem sceptycznie nastawiony, ale po wykonaniu kilku sztuk walę pokłon, bo patent jest mocno kozacki.
- Krypta - tona rzeczy do odkrycia, nawet ćwiartki nie ogarnąłem.
- Przy całej tej zajebistości ciężkiego klimatu, brutalności i tych wszystkich plusach, jednak mam jeden zarzut pod kątem lore MK. Otóż ta gra już absolutnie nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek turniejem i MK jest tu pustą nazwą wspomnianą zaledwie raz na wstępie story. Trochę to lipne, bo brakuje mi tego turniejowego feelingu z MK1 i 2. No ale idziemy z duchem czasu, więc trza to łyknąć.
Tyle słowem wstępu, a recenzję w osobnym temacie Adept dostanie po solidnym ograniu.