Zalegało, zalegało, zalegało i już nie będzie zalegało
Kolejna częśc... Oczywiście po przeczytaniu tradycyjnie proszę o komentarze
Davidkoz gdy tylko usłyszał o turnieju jaki ma zostać zorganizowany w Edenii, postanowił odwiedzić innych Bogów zajmujących miejsce w niebiosach. Niebieskie pustkowie, rozlane wszędzie obłoki wyglądały jak posadzka. Chodząc po nich czuło się lekki chłód, przyjemne orzeźwienie, czyste powietrze, wszystko było delikatnie rozmazane, jakby ktoś patrzał przez mgłę. Na tronie siedziały jedynie cztery postacie, trzech mężczyzn i jedna kobieta…
-Dlaczego… Ale… Gdzie reszta? – zapytał zdezorientowany Davidkoz dopiero później orientując się, że siedzące bóstwa są jakby inne…
Kobieta wstała z pozłacanego tronu. Czerwono-czarny kaptur jaki miała na swojej głowię, zasłaniał prawie całą twarz.
-Dziecko… musisz się jeszcze wiele nauczyć… Bogowie już nie są nieśmiertelni, przynajmniej nie w takim stopniu w jakim nam się to wydawało… - postać zbliżyła się i położyła rękę na ramieniu Davidkoza.
- Wybacz, ale nic nie rozumiem…
- Ty też jesteś Starym Bogiem, przecież powinniśmy wiedzieć wszystko… czyż nie? Jako najwyższe istoty, jesteśmy wszechwiedzący… Lecz jednak nie…
- Przestań mówiąc zawile, wytłumacz co się tutaj dzieje!
- O niektórych z nas zupełnie już zapomniano… reszta została ukarana tak jak Argus, wygnano ich i odebrano boskość.
- Zapomniano?! WYGNANO?!
- Nie unoś się – kobieta mówiła nad wyraz spokojnie - Armageddon jaki został rozpętany przez naszych poprzedników zachwiał nie tylko światami lecz także i Bóstwami. Ja zastąpiłam męża, mimo tego że jestem śmiertelniczką… Wyobrażasz sobie? Śmiertelniczka Delia Bogiem Natury!! HA… Ale tutaj, się nie starzeje, w jednej chwili stałam się encyklopedią ludzkości, mimo tego że umarłam… Wskrzeszono mnie, i stałam się Bogiem…
- A co z resztą?
- Nie wiem… - Delia okręciła się wokół Davidkoza – może odeszli w zapomnienie… albo zostali ukarani w inny sposób…
Druga z postaci siedzących na tronie podniosła się nieoczekiwanie i w mgnieniu oka pojawiła się przy rozmawiających.
- Delio! Daj już spokój… Davidkoz znany jest ze swojego uroku, ale nie oznacza to, że musisz go uwodzić!
- Ale Jasper, wygadujesz głupoty! Ja i uwodzenie? Dobre sobie… - Kobieta oddaliła się od mężczyzn. Reszta Bogów zdawała się nie byś zupełnie zainteresowaną tym co dzieję się wokół nich.
- Znam twoje imię, lecz akie jest twoje zadanie?
- Moją misją jest strzeżenie cienkiej granicy równowagi we wszystkich królestwach… Jest to dość trudne zadanie, nawet teraz zło wydaje się silniejsze od dobrej strony.
- Jak można pokonać zło?
- Nie można… Między stronami będzie toczyła się nieustanna walka niezależnie od tego czy ktoś zniszczy światy czy nie…
W tym momencie ktoś wyrwał Davidkoza z transu w którym się znajdował. Rozmowę przerwała Sonya, która wydawała się być bardzo zaniepokojona.
- Wiesz co się stało! W Edeni zamordowano Milanos! Prawdopodobnie zrobił to któryś z ludzi Shao! NARUSZONO REGULAMIN! MUSIMY COŚ Z TYM ROBIĆ!
- Spokojnie, Milanos zginęła z woli Bogów, sama tego chciała podając się z wojowniczkę, nie mamy czasu na myślenie… Turniej rozegra się już za niecały tydzień a my nie mamy najlepszych wojowników! – powiedział z przejęciem Starszy Bóg
- Chcesz mi powiedzieć, że jestem słaba? – zbulwersowała się Blade
- Nie to miałem na…
- Słuchaj no! Jeśli myślisz, że jestem stara albo co gorsza słaba to mogę pokazać ci co potrafię skopując tą twoją Boską Dupę wysyłając ją prosto w niebiosa!
-CHYBA ZAPOMNIAŁAŚ DO KOGO MÓWISZ – Oczy Davidkoza błysnęły, zdolne do wystrzelenia gromu.
- JEŚLI JESTEM SŁABA! TO DLACZEGO PRZEŻYŁAM?! DLACZEGO JESTEM TĄ ZASRANĄ FARCIARĄ KTÓREJ SIĘ POSZCZĘŚCIŁO!! MOŻE BOGOWIE TAK SOBIE ZAŻYCZYLI? MOŻE MAM TOBIE ZŁOŻYĆ POKŁON W PODZIĘCE ZA ŻYCIE?
Stary Bóg był wściekły, jego krew zdawała się wrzeć. Mężczyzna drżał, starał się stłumić złość lecz nie wytrzymał. Uderzył Sonyę w twarz, ta zupełnie nie spodziewając się ataku okręciła się wokół ogłuszona ciosem.
- Przepraszam… Nie chciałem – Odparł szybko Davidkoz
Sonya bez słowa odwróciła się plecami do niego poczym odeszła.
- CZY TY SOBIE DO CHOLERY ZDAJESZ SPRAWĘ Z TEGO ZE ON MNIE UDERZYŁ? – krzyknęła Sonya
Johnny Cage zdawał się być co najmniej rozbawiony tą całą sytuacją, a raczej sposobem w jakim podeszła do tego Sonya.
-Wiesz… Wydaje mi się, że wam obojgu puściły nerwy, to po pierwsze… Po drugie za bardzo to przeżywasz… Zrobiłaś z tego zbędne „Halo” a wiem że zadziorna to ty potrafisz być, idź…
- Ja ZADZIORNA? CO TO DO CHOLERY?! JAKAŚ SOLIDARNOŚĆ PLEMNIKÓW!
- Nie tylko…
- A weź mi idź!
- Sonya, daj spokój…
- Giń! Zejdź mi z oczu…
Blade postanowiła opuścić pomieszczenie w którym rozmawiała z Cage’m lecz ten starał się ją zatrzymać.
- Ej… daj spokój wracaj! – wołał ją mężczyzna, lecz gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi ponowił wołanie – SONYA! NO! – w tym momencie nastąpił odzew, Sonya odwróciła się i wystawiła środkowy palec. Nastała cisza a kobieta opuściła pomieszczenie.
Chwilę później do pokoju wszedł Davidkoz.
- Widziałeś co ona…
- Tak… Przecież jestem Bogiem.
- Więc dlaczego się tak zachowuje?
- To tylko zwykłe rozdrażnienie, brakuje jej Jaxa, przejdzie jej…