http://www.youtube.com/watch?v=XxScTbIUvoA In loving memory of Lovecraft!
Przy okazji przepiszę fragment kronik z dawnej Polski szlacheckiej które obecnie czytam. Jest 7:33 i tak nie mam co robić:
Feralny dzień
W pamiętnikach zostawionych w rękopisie po ks. Narbucie, proboszczu radzymińskim, znajduje się opis życia Jana Kulbackiego, dworaka, dla którego dzień 31 marca był ciągle osobliwszy. Urodził się on 31 marca 1730 r. w Wyszkowie nad Bugiem; tegoż dnia w lat 10 utracił matkę; tegoż dnia w dwanaście lat umarł jego ojciec; tegoż dnia w 21. roku życia poznał w Kamieńczyku śliczną rybaczkę, z którą się w dwa tygodnie ożenił; tegoż dnia następnego roku piękna małżonka porodziła dwóch synków, którzy wraz z matką w godzinę żyć przestali. Będąc w Popowie 31 marca 1760 r. i idąc do kościoła, upadł, złamał nogę i żebro; tegoż dnia we dwa lata później dostał się do dworu księcia Michała Czartoryskiego, od którego doznawał wiele łaski; 31 marca r. 1768, chociaż kulawy, rzucił się wpław w Wisłę dla ratowania tonącego młynarza w czasie powodzi, za co został od wielu znakomitych osób hojnie wynagrodzony, a dnia 31 marca 1770 r., będąc we wsi Załubicach dla odbycia powtórnych zaręczyn, nagle żyć przestał.
Kurier Warszawski, nr 87 z 31 III 1829 r.
oraz jeszcze fenomenalna historia o Adamie Kazimierzu Joachimie Ambrożym Mareku Czartoryskim. Kandydacie do korony polskiej:
Karnawałowy żart Czartoryskiego
Zabawna ta historia wydarzyła się w pierwszych latach panowania króla Stanisława Augusta. Przytaczamy ją z ostatniego wydania pamiętnika Stanisława Morawskiego (
Kilka lat młodości mojej w Wilnie, 1818 - 1825, Warszawa 1959)
Książę Adam Czartoryski, generał ziem podolskich, był bardzo za młodu wesoły i pustak. Trzpiotał się ciągle, a co dziwna w takiej pańskiej osobie, tłuste żarty nadzwyczaj lubił. Nie licząc innych fars jego, takich na przykład, że przebrany za księdza własną wyspowiadał żonę i wszystkich się jej grzechów przeciwko sobie najdokładniej dowiedział, jeszcze na maskaradach tysiąc psot dokazywał.
Raz, zamaskowany i mając jakąś tam wielką lubieżną prowadzić intrygę spotkał się na sali z hetmanem Branickim, zamaskowanym także i również zaaferowanym. Chodzili z sobą czas jakiś. Wtem Branieckiemu uczuć się dała silna potrzeba wymagająca wyjść natychmiast z sali. A nie chciał być poznany. Zwierza się tedy Czartoryskiemu o swoim
cas piteus (żałosnym przypadku) i prosi go, żeby razem z nim wyszedł. Wychodzą. Mróz był trzaskający, księżyc jasno świecił. Znajdują na dziedzińcu jakiś spokojny kącik. Wtedy jeszcze tak nazwanych
cabinets d`aisance (ustępów) nie było. Branicki zdejmuje maskę, oddaje ją do potrzymania koledze, rozbiera się i przysiada. Czartoryski stał przed nim i nudząc się, dostrzegł, że ten kącik niejednemu już dał podobny przytułek, czego liczne po ziemi, a już mrozem skrzepione zostawały świadki. Trzymając tedy w ręku maskę Branickiego z potężnym i krzywym nosem, przychodzi mu na myśl wrzucić kawałek malutki zmarzłego ludzkiego wymiotu. Pomyślał i zrobił. Branicki, któremu to i do głowy nie przyszło, ubrał się, włożył maskę i obaj z powrotem na salę weszli. Póki szli dziedzińcem i nieopalanymi schodami, mróz wszelką zostawiał łatwość. Ale jak tylko weszli do sali i ciepło z mrozem walczyć zaczęło, Branicki tak niewątpliwie własnym nosem uczuł ciepła tego działanie, że się okropnie zaląkł, czy kostiumu swojego przypadkiem nie zmazał i czy wszystkim na sali nie zraził już powietrza. Nikt jednak z otaczających tego czuć nie mógł, bo cała rzecz leżała w wielkim, ale hermetycznie zamkniętym nosie jego maski. Obejrzawszy siebie na wszystkie strony, kiedy nic podobnego nie znalazł, swąd haniebny coraz gwałtowniej dokuczać mu zaczął, zrozpaczony, że przerwać musi ułożoną już uczciwie intrygę, pędem wrócił do domu i tam dopiero prawdziwą troski swojej odkrył przyczynę. Nazajutrz strzelał się z Czartoryskim w tej samej sali. Ale oba strzały skiełzem szczęśliwie poszły i żadnego nie miały skutku.
To tak odnośnie ostatniego linka SlaveMe`go o dziewczynie robiącej kanapki chłopakowi
Gdy pomyślałem o SlaveMe, to stwierdziłem, że warto przepisać ten fragment i że na pewno Slejvek to doceni